Oppie, you fucking genial commie

Trzy godziny historii o twórcy broni atomowej masowego rażenia, który przy okazji był komuchem? Jak dla mnie bomba.

Oppie, you fucking genial commie

Co było?

Zaraz po seansie mówiłom, że nawet gdyby ten film trwał pięć godzin, ja bym obejrzało to od deski do deski. Moim zdaniem nie dało się wyprodukować lepszej biografii o człowieku, który stał się śmiercią, pogromcą światów.

Cillian Murphy, jako J. Robert Oppenheimer, już od samego początku dorzucił do pieca, wczuwając się idealnie w swoją postać. Uwielbiam to, jak grała jego twarz, mimika dorzuciła kolejną warstwę do tego, co czuł i przeżywał Oppenheimer, oraz to, co działo się dookoła niego. Emily Blunt (“Kitty” Oppenheimer) na początku nie zapowiadała się tak dobrze, aczkolwiek to była postać, która dopiero miała się rozkręcić. Dopiero końcówka filmu pozwala zrozumieć za co aktorka otrzymała nominację do Oscara za najlepszą aktorkę drugoplanową.

Innym wymiarem historii (dosłownie) jest też Lewis Strauss (grany przez Roberta Downeya Jr.) — świetnie oglądało się jak rozgrywała się i zmieniała relacja między nim, a tytułowym bohaterem, jak rozgrywali wzajemnie intrygę i zemstę między sobą.

Co do reszty aktorów, mam wrażenie, że gdzieś przy castingu rozegrał się mniej więcej taki dialog:

— Christopher, ile pchamy gwiazd na role trzecioplanowe?
— Tak.

Prędzej wymienisz kogo z Hollywood tam nie było. Na szczególną uwagę zasługują Matt Damon (uwielbiam jego rolę generała, który zebrał do kupy naukowców, by ci stworzyli “Gadżet”), Florence Pugh, która jest odpowiedzialna za dowiezienie wątku romansu Oppenheimera z Jean Tatlock, będącą zatwardziałą komunistką i kochanką naukowca, oraz człowieka, który był gwoździem programu: Rami Malek, w roli dr. Davida L. Hilla (współtwórca pierwszego reaktora jądrowego).

Osobną kwestią było udźwiękowienie tego filmu. Zarówno efekty dźwiękowe, jak i cisza (zwłaszcza cisza) budowały napięcie i łączyły wszystko w całość. Nie warto oszczędzać na kinie, jeżeli chodzi o obejrzenie Oppka, bo możecie wiele stracić na odbiorze. Polscy dźwiękowcy, uczyć się do cholery jak robić audio.

Czego nie było?

Rozumu i godności człowieka w Christopherze Nolanie przy pisaniu sceny stosunku w trakcie przesłuchania, między Oppenheimerem, a Jean Tatlock, a to wszystko “na oczach” żony Oppenheimera. Absolutnie niesmaczna i niepotrzebna nikomu scena, której jedynym celem było chyba tylko umożliwienie Nolanowi pogapienia się na piersi Florence Pugh przez jeszcze jeden dzień filmowy.

Napisy końcowe

Ocena: 4/5. Mogłoby być w pełni 5/5, ale Nolan postanowił powalczyć o wysokie miejsce w rankingu pervertów ze stópkarzem Tarantino. Nie mniej, Oscary się należą, Cillian Murphy zagrał J. Roberta po mistrzowsku, za statuetkę dla Emily Blunt też się nie obrażę.

Gdzie i kiedy: 7 lutego 2024, Kinoteka, Pałac Kultury i Nauki, Warszawa.